Verbs():

Zostanie czasownikiem to dla scentralizowanej firmy internetowej ogromny sukces. Celem każdego ambitnego startupu jest nie tylko bycie nazwą, ale czynnością (np. „Wygooglowałem przepis, który zatweetowałem moim followersom, nim się zuberowałem do domu”). W pewnym sensie jest to sukces, ponieważ firma w pełni kontroluje swój rynek; sama potrzeba została zagospodarowana do takiego stopnia, że nazwa firmy staje się jej synonimem. W szerszym znaczeniu jest to sukces, ponieważ w akcie stawania się czasownikiem rzeczywiste przedsiębiorstwo znika.

Czasowniki są obiektywnymi i pozbawionymi znaczenia narzędziami językowymi. Poza obietnicą działania nie mają one żadnego ciężaru kontekstualnego. Kiedy czegoś szukam, czasownik “szukam” nie jest obciążony ukrytymi powiązaniami z nadzorem, rynkiem danych osobowych czy targetowanymi reklamami. Przywołuje jedynie osobiste znaczenia, które powiązałem z akcją wyszukiwania. W ten sam sposób czasownik “googlować” jest pozbawiony całego szemranego i zacienionego kontekstu, który nadaje mu firma Google. Im szybciej firma stanie się czasownikiem, tym szybciej będzie wolna od swojego cienia.

Co się stanie, jeżeli nie będziemy próbowali ucieleśnić się w czasowniku? Co, jeżeli będziemy się po prostu starali zwiększyć liczbę czasowników, które ktoś zna? Co, jeżeli zaczniemy budować w pełni transparentnie, w pełnym słońcu, żeby nie martwić się o to, jak ukryć nasze przekręty w cieniu?