Hygiene vs Detox:

Kiedy byłem młodszy, modnym pojęciem krążącym po internecie była cyfrowa higiena. Cyfrowa higiena oznaczała, że wybierałaś silne hasła, rozpoznawałaś phishing i unikałaś wirusów, odwiedzając tylko zaufane strony. Gdybyś miała jakiekolwiek problemy z korzystaniem z internetu, twój ziomek by cię złajał: “Twoja strona główna to thegoogle.ru, a ty zapisałaś swoje jedyne hasło na karteczce przyklejonej do komputera. Czego się spodziewałaś?”.

Dzisiaj modnym pojęciem jest cyfrowy detoks. Z brudnego miejsca internet zmienił się w truciznę, która wymaga regularnego przepłukiwania twojego systemu, żeby przeciwdziałać efektom jej działania. Cyfrowy detoks oznacza całkowite unikanie internetu i trzymanie się z dala od wszelkich elektronicznych urządzeń. W tym celu spędzasz czas na łonie natury, zanim nieuchronnie na nowo zostaniesz wciągnięta w social media. Jeżeli dzisiaj masz problemy z korzystaniem z internetu, twój ziomek cię złaje: “Och oczywiście, siedziałaś na Twitterze dłużej niż godzinę, czego oczekujesz? Kiedy ja używam internetu, ustawiam dwa budziki, żeby mieć pewność, że nie siedzę w nim dłużej niż 20 minut, i przykleiłem do komputera karteczkę, na której jest napisane "Nie jesteś zjebany»". To niedorzeczne, że ty tak nie robisz!”.